Politycy inwestują bez pojęcia
Futurystyczna wieża przypominająca kształtem wielki żaglowiec
miała być nowym symbolem Hamburga - jednej z najbardziej dynamicznie
rozwijającej się metropolii Niemiec. To ponadstumetrowa Filharmonia nad
Łabą. Jej szklany gmach nadbudowano na stuletnim magazynie kakao. Gdy w
2007 r. zaczęła się budowa obiektu, planowano, że stary magazyn i
szklana wieża pomieszczą też hotel, biura i luksusowe apartamenty. Już
po czterech latach robotnicy
opuścili budowę. Okazało się, że źle wykonano projekt dachu, ze
względów bezpieczeństwa trzeba było też na nowo montować okna. A koszty
rosły - z planowanych 77 mln euro zrobiło się ponad 300 mln. Pierwszy
koncert najwcześniej odbędzie się wiosną 2017 r., siedem lat po
terminie.
Takie koszty to jeszcze nic. Budowa nowego
gmachu niemieckiego wywiadu zagranicznego BND w śródmieściu Berlina
miała kosztować pół miliarda euro. Wyszedł miliard, a dodatkowe 500 mln
pochłonie przeprowadzka z dotychczasowej centrali w bawarskim Pullach.
Przy budowie nie obyło się bez wpadek - zniknęła bez śladu tajna
dokumentacja techniczna, w wielkim gmachu trzeba było też wymienić
klimatyzację, bo instalacja nie spełniała norm sanitarnych. Dlatego
przeprowadzkę wywiadu z Bawarii do stolicy Niemiec trzeba było przesunąć
z roku 2015 na 2016.
Dlaczego Niemcom nie udaje się dokończyć na czas wielkich inwestycji i zmieścić się przy tym w początkowym budżecie?
Tygodnik "Der Spiegel" winą obarcza polityków. Każdy burmistrz
większego miasta czy premier landu marzy o tym, by pozostawić po sobie
coś wielkiego. Jednak gdy przychodzi do przygotowania inwestycji,
politykom zależy tylko na tym, by było taniej - bo im tańsza inwestycja,
tym łatwiej się z niej wytłumaczyć przed wyborcami. Szwankuje też
planowanie (powinno być drobiazgowe), a do rad nadzorczych, które
powinny nadzorować takie budowy jak np. berliński port lotniczy, nie
trafiają fachowcy, ale inni politycy. Koło się zamyka.
Co
gorsza, w większości przypadków politykom udaje się uniknąć
odpowiedzialności. Wyjątkiem jest Berlin. Gdy okazało się, jak wielką
fuszerką stało się lotnisko, a linie lotnicze zapowiedziały walkę o
miliardowe odszkodowania, notowania berlińskiego burmistrza Klausa
Wowereita poleciały na łeb na szyję. Rządzący stolicą Niemiec od 2001 r.
polityk, któremu wróżono, że zostanie kanclerzem, praktycznie nie ma
szans na reelekcję. Kulisy budowy lotniska bada komisja śledcza w
berlińskim parlamencie regionalnym. Niewykluczone jednak, że sprawą
zajmie się też Bundestag.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz