poniedziałek, 22 października 2012

Dom atrialny najlepszy dom na swiecie 2006, Konieczny

AATRIAL HOUSE
Opole, Poland
Architects: KWK Promes
Client: Withheld
Contractor: ART-BUD







Projekt Luka Machablishvili beton, beton wspaniały

Projekt Luka Machablishvili


Jeśli kiedykolwiek zdarzy ci się przekroczyć granicę pomiędzy Gruzją i Armenią, będziesz mile zaskoczony przepiękną architekturą. Architekt Luka Machablishvili zaprojektował piękny obiekt z betonu, stanowiący punkt kontrolny. Podzieli on ruch z obu kierunków na 8 pasów. Nowoczesny, dwupiętrowy budynek położony będzie pomiędzy starym budynkiem służby celnej i granicy. Ma powierzchnię 1,78 ha.

najlepszy betonowy gmach na swiecie muzeum lotnictwa w krakowei

a

Mamy najlepszy betonowy budynek na świecie

Dawid Hajok
08.11.2011 , aktualizacja: 08.11.2011 21:56
A A A Drukuj
Muzeum Lotnictwa Polskiego
Muzeum Lotnictwa Polskiego (Fot. Michał Łepecki / Agencja Gazeta)
Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie jest najlepszym betonowym budynkiem 2011 roku na świecie - uznali jurorzy Cemex Building Award, międzynarodowego konkursu na najciekawsze budynki z betonu architektonicznego.
W finale konkursu rozstrzygniętego pod koniec października w Monterrey (Meksyk) znalazły się dwa obiekty z Polski: Prosta Tower, autorstwa pracowni Kuryłowicz & Associates, oraz nowy budynek Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Jury uznało, że najlepszym budynkiem użyteczności publicznej na świecie wykonanym z betonu architektonicznego jest nowy gmach Muzeum Lotnictwa Polskiego.

Nagroda CEMEX Building Award przyznawana jest od 20 lat architektom i inwestorom za najlepsze obiekty zrealizowane przy użyciu technologii betonowej na poziomie krajowym i międzynarodowym. Dotychczas w konkursie nagrodzono projekty z ponad 20 krajów świata. Nagroda przyznawana jest w trzech kategoriach: budynki mieszkalne, budynki publiczne i przemysłowe oraz obiekty infrastrukturalne i urbanistyczne. W tym roku do XX edycji konkursu zgłoszono w sumie 634 projekty.

W kategorii obiektów publicznych główną nagrodę Cemex Building Award 2011 otrzymał nowy budynek Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie. Autorami projektu muzeum są polsko-niemiecki zespół Pysall.Ruge Architekten oraz Bartłomiej Kisielewski. Projektantem konstrukcji jest firma Arup Polska. - To wielkie wyróżnienie dla całego zespołu projektowego i osób zaangażowanych w realizację tej inwestycji. Pokazuje też, że w Polsce powstają obiekty, które dostrzegane są na świecie - mówi Bartłomiej Kisielewski, współwłaściciel krakowskiego biura Horizone Studio, współautor projektu.

Budynek sfinansowany częściowo ze środków UE został oddany w październiku 2010 r. Pełni funkcje reprezentacyjno-ekspozycyjne, biurowe oraz naukowo-konferencyjne. Nowoczesny obiekt twórczo nawiązuje do historycznego krajobrazu dawnego lotniska. Budynek w przeważającej części wykończony jest przy użyciu eksponowanego betonu architektonicznego w dwóch kolorach: jasnej szarości oraz antracytu. Zgodnie z założeniami autorów projektu monochromatyczne wielkoformatowe powierzchnie betonowe mają być tłem dla umieszczonych wewnątrz budynku eksponatów i detali architektonicznych.

- Obiekt budowany był w okresie kwiecień 2008 - wrzesień 2011. Do jego realizacji wykorzystano ok. 4000 m sześc. betonu, w tym beton architektoniczny barwiony na kolor antracytowy, szlifowany z wyeksponowanym kruszywem dolomitowym oraz beton posadzkowy ze specjalnymi włóknami stalowymi oraz barwnikiem antracytowym - mówi Piotr Rusecki, dyrektor w Pionie Betonu CEMEX Polska.

Budynek został wybudowany zgodnie z zaleceniami budownictwa zrównoważonego - jest obiektem energooszczędnym oraz wykorzystuje lokalnie dostępne zasoby energetyczne. Zastosowano rozbudowane dodatkowe systemy poprawiające wydajność energetyczną budynku. Obiekt podzielono na dwie strefy temperaturowe, łączące komfort użytkowania oraz wysoką ekonomikę jego eksploatacji. Wykorzystano zaawansowane systemy chłodzenia podłogowego w lecie oraz ogrzewania w zimie, opierając się na pompach ciepła. W obiekcie zmaksymalizowano wykorzystanie oświetlenia naturalnego, redukujące zapotrzebowanie na energię elektryczną potrzebną do oświetlenia sztucznego.

dziewczyna z betonu........

2008 rok, Wrocław, piosenkarka Martyna Jakubowicz
Nie byłam bojowniczką rewolucji. Czułam się wewnętrznie wolna, choć miałam świadomość, że to wolność w wyznaczonych przez władzę granicach
Piosenka o domach z betonu, w których nie ma wolnej miłości, to piosenka o pani?

Nie, to całkowicie wymyślona historia.

To nie pani robiła w oknie striptiz jak dziewczyny ze świerszczyka dla sąsiada z bloku naprzeciwko? Niszczy pani jedną z legend polskiej muzyki.

To na pewno nie byłam ja, ale słowa napisał mój mąż, więc może o czymś nie wiem. Mnie się ten tekst po prostu spodobał i szybko napisałam do niego muzykę.

Odbierano 'Domy' jednoznacznie politycznie.

Wiem od moich fanów, że wielu ludzi raczej uprawiało przy tej piosence miłość. Dlatego wiele dziewczynek, które urodziły się w latach 80., ma na imię Martyna. Ale rzeczywiście dla jednych jest to piosenka o braku wolności, a dla innych właśnie o wolności.

Kiedy pierwszy raz napisano o pani 'królowa polskiego bluesa'?

Właściwie nigdy nie śpiewałam bluesa. Tę łatkę przyczepili mi dziennikarze, i tak zostało. Nagrałam parę piosenek okołobluesowych, ale naprawdę to wyszłam z amerykańskiego folku. Uczyłam się grać na gitarze ze śpiewnika z amerykańskimi ludowymi piosenkami, nutami, rozpisanymi funkcjami i dołączoną płytą.

Jeśli nie blues, to jak nazwać to, co pani robi?

Nie chce mi się już roztrząsać, ile jest w tym folku, a ile bluesa. Niech każdy nazywa sobie tę muzykę, jak chce. Być może ze względów marketingowych lepiej byłoby, gdybym powiedziała, że gram bluesa czy folk, ale ja po prostu gram swoją muzykę. Na początku mojej tzw. kariery wysłaliśmy z mężem list do Peeta Seegera, czołowego i dość ortodoksyjnego folkowca amerykańskiego. Napisałam, jak bardzo jestem przywiązana do folku. Odpisał, że bardzo mu przyjemnie, ale sugeruje, żebym stworzyła coś własnego. Blues i folk tkwią przecież głęboko w pewnej rzeczywistości, blues narodził się na plantacjach Południa i w murzyńskich gettach. A ja gram opowieści o życiu, miłości i zdradzie i w tym sensie trochę zahaczam o bluesa.

Zaczęło się od tego, że młoda dziewczyna chciała zagrać znajomym parę smutnych piosenek o życiu?

W czasach licealnych, kiedy uczyłam się grać na gitarze, nie śpiewałam jeszcze swoich piosenek. Niewiele też wiedziałam o prawdziwym życiu. Być może byłam trochę smutnym człowiekiem, ale to jest wiek, kiedy zadaje się wiele pytań, a nie na wszystkie otrzymuje się odpowiedzi. Może na moją melancholię miał też wpływ dom rodzinny, który do łatwych nie należał. Pochodzę z inteligenckiego, katolickiego domu, w pewnym sensie elitarnego. Rodzice, oboje byli historykami sztuki, należeli do pokolenia, któremu odebrano dzieciństwo; przeszli traumę wojny i być może dlatego nie potrafili otworzyć się na własne dzieci. Byli zajęci sobą.

Pani ojciec był redaktorem w 'Tygodniku Powszechnym' i autorem jednego z najsłynniejszych tygodnikowych cykli - 'Poczta Ojca Malachiasza'...

Życie codzienne było podporządkowane ojcu i jego pracy w "Tygodniku Powszechnym". Chorował, więc dzieci praktycznie musiały wychowywać się same. Poza tym Kraków był i jest specyficznym miejscem na ziemi, wymagającym od wszystkich kreatywności. Dlatego i ja, i brat wcześnie zaczęliśmy prowadzić własne życie, choć rodzice, jak w każdym domu wykształciuchów, chcieli, żeby dzieci poszły w ich ślady.

Chciała pani wyśpiewać swój bunt przeciw rodzicom?

Małe dzieci nie buntują się w taki sposób jak nastolatki. Są zagubione, bo nie rozumieją, co się dzieje. Potrzebują wiele miłości i wsparcia, a jeśli tego nie dostają, zamykają się w swoim świecie. Gdy skończyłam cztery lata, wiedziałam, że chcę być baletnicą, chodziłam nawet do szkoły baletowej. Muzyka przyszła później.

Jak reagowali rodzice?

Ojciec uważał, że powinnam zarabiać na życie głową, nie nogami. Stanęło na jego, bo kiedy zaczął się okres dojrzewania, przestałam wyglądać jak mały elf i to była pierwsza nauczka, że nie wszystko, co człowiek sobie wymarzy, się udaje. To był szok. Taniec był całym moim życiem. Przeszłam przez etap odrzucenia siebie, braku akceptacji swojej fizyczności i przez wszystkie związane z tym emocje. Wtedy, żeby nie zwariować, zajęłam się muzyką. To moje granie było więc pewnego rodzaju antidotum na samotność i dorosłość, która pojawiła się bardzo wcześnie.

Zaczęło się od słuchania?

Muzyka klasyczna była zawsze, bo tańczyłam. Z muzyką mniej poważną stykałam się w domu. Okudżawa, Presley, Demarczyk, całe archiwa muzyki religijnej z różnych stron świata. Potem było dość zwariowane liceum z poszerzonym francuskim, gdzie języka uczono nas na piosenkach. Miałam też sporo znajomych w szkole muzycznej. Któregoś dnia ojciec przywiózł mi z wykładów w Związku Radzieckim enerdowską gitarę marki Resonata. Potem miałam jeszcze drugą, rosyjską, ale ona de facto była meblem, bo nie dało się jej nastroić.Dodaj napis


Beton jest Ok Robert Konieczny






Robert Konieczny: Beton jest OK [wywiad]

bielskobiala.gazeta.pl
01.10.2012 07:01
A A A Drukuj
''Arka'', dom architekta Roberta Koniecznego w Brennej
''Arka'', dom architekta Roberta Koniecznego w Brennej (Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta)
- Najważniejsze, żeby ten dom spowodował w Polsce nowe podejście do myślenia o architekturze. Już nie tynk baranek i beżowa farba, ale może zwykły, prosty beton? Dzięki niemu można budować taniej i trwalej - mówi architekt Robert Konieczny o domu, który buduje dla siebie.
Robert Konieczny*: - Spójrzcie na ten widok. Mogę tu siedzieć godzinami i patrzeć. Najpiękniej jest jesienią, gdy góry stają się żółtozłote. Nie wiedziałem, że w beskidzkich lasach jest tyle liściastych drzew.
Anna Dudzińska (Radio Katowice), Dariusz Kortko: Jesteśmy w Brennej, na stoku Równicy.
- Gdy tu przyjechaliśmy po raz pierwszy, od razu wiedzieliśmy, że to miejsce, którego szukaliśmy.
Dla kogo ten dom?
- Dla mnie i mojej rodziny. Planujemy tutaj bywać, a na co dzień mieszkać w Katowicach. Myślę, że dom stanie się też wizytówką mojej firmy. Będę tu zapraszał klientów, którzy sami zobaczą, jak mieszkam, jak czuję architekturę i z czym się identyfikuję.
Od początku wiedział pan, czego chce?
- Bardzo chciałem stworzyć dom idealny. Projektowałem go dwa lata. Miał mieć trzy poziomy. Stabilność budowli miała zapewnić potężna ściana oporowa, która wbijała się w grunt na głębokość 5 metrów. Zaplanowałem trzy garaże, piwnice, parter i sypialne piętro.
Ten dom jest inny!
- Była sobota, na działkę przyjechali geodeci i facet z koparką. Miał wykopać fundamenty. Siedzimy sobie w cieniu tej maszyny, rodzina szczęśliwa, że budowa się zaczyna, ufają, że wszystko pod kontrolą, a w mojej głowie buzuje. Podchodzę do operatora koparki i pytam: "Panie, pan tej dziury pod fundamenty to chyba w miesiąc nie wykopie". A on: "Nawet dwa miesiące będzie za mało". Ja: "To niech pan się wstrzyma, ja do pana w poniedziałek zadzwonię i powiem co i jak".
Jak pan to wytłumaczył rodzinie?
- Delikatnie. Najpierw: "Co byście powiedzieli, gdybyśmy odrobinę zmienili projekt domu?". Moja partnerka życiowa Patrycja spojrzała na mnie podejrzliwie. Poprawiłem się: "OK, gdybyśmy projekt mocno zmienili, a właściwie zrobili wszystko od nowa?".
Patrycja mi na to: "Ale ekipy są poumawiane". Ja: "Zrobię projekt do końca weekendu". Ona: "Nad tym pracowałeś dwa lata, a nowy chcesz zrobić w dwa dni?". Ja: "Zrobię".
Dlaczego chciał pan wszystko zmieniać?
- Dom, który pierwotnie zaprojektowałem, świetnie wyglądał na papierze, ale okropnie wyglądałby w górach. Gdy przyjechali robotnicy i zaczęli kopać dziurę, poczułem, że jak tego nie zatrzymam, będzie dramat. Kupiłem działkę wysoko na zboczu góry, żeby uciec od rzeki, bo boimy się powodzi. Nagle w mediach informacje o osuwiskach. Całe osady zjeżdżały w Beskidach ze stoków z powodu osuwającej się ziemi. Miałem ten problem z tyłu głowy, a gdy zobaczyłem tę koparkę, zrozumiałem, że dom, który zaprojektowałem, to nieporozumienie. Pomyślałem, że nie wolno nam walczyć z naturą. Osuwiska powstają, gdy człowiek za mocno ingeruje w grunt. Czułem, że muszę zmienić projekt tak, żeby ingerencja w grunt była jak najmniejsza, żeby dom był w symbiozie z naturą.
Długo trwały przeróbki?
- Jeszcze w sobotę usiadłem za biurkiem. Wieczorem miałem już rzut budynku, w niedzielę dopracowałem bryłę, w poniedziałek pokazałem projekt w naszej pracowni, we wtorek wysłałem go konstruktorowi, który do środy mi wszystko przeliczył, a w czwartek robotnicy ponownie weszli na budowę.
To był kompletnie nowy projekt!
- Gdy zacząłem projektować po raz drugi, pomyślałem: "Cholera, po co mi aż trzy garaże? Zimą i tak samochodem na górę nie wjadę. Po co tak potężna ściana oporowa? Może być niebezpieczna, bo będzie blokowała wodę spływającą z góry". Musiałem sobie odpowiedzieć na pytanie, co jest dla nas najważniejsze. Oczywiście piękny widok na góry, dla którego kupiliśmy tę ziemię. Zaplanowałem prosty dom parterowy, który jest ramą dla tego widoku.
Co jeszcze było ważne przy projektowaniu?
- To miejsce znajduje się na uboczu. Patrycja trochę się bała domu parterowego, do którego dostęp jest bardzo łatwy. A jeśli dom ustawić na zboczu i lekko go odkręcić, odsunąć od stoku? Wtedy budynek będzie się stykał ze stokiem tylko jednym narożnikiem, a część sypialna parteru zawiśnie kilka metrów nad ziemią. Całość postanowiłem podeprzeć trzema betonowymi ścianami, ustawionymi tak, by woda płynąca po zboczu mogła swobodnie przepływać pod spodem, więc zalanie też nam nie grozi. To było to!
22.07.2012 BRENNA , ROBERT KONIECZNY ARCHITEKT OPROWADZA PO BUDOWIE SWOJEGO DOMU Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta
Robert Konieczny
Stąd nawiązanie do arki?
- W ogóle o tym nie myślałem. Dom ma dach dwuspadowy, bo tak trzeba w górach. Śniegu jest tu zimą tak dużo, że płaski dach mógłby się pod jego naporem zawalić. Ale jak wykończyć bryłę od spodu, żeby ją wzmocnić? Myśleliśmy o tym w pracowni. Ktoś rzucił głupi pomysł, żeby zwyczajnie dach przełożyć na dół budynku. Dużo było śmiechu, ale głupie pomysły są czasem najlepsze. Dorysowaliśmy odwrócony dach w komputerze, oczywiście wyglądało komicznie. Poprosiłem grafika, żeby mi końcówki tego odwróconego dachu ściął po bokach. I zaczęło wyglądać dobrze. Dach daje budynkowi sztywność, a podcięte ściany poczucie bezpieczeństwa. Po bryle, która przypomina odwróconą piramidę, do środka mógłby wejść tylko Batman. Dom zaczął wyglądać jak okręt, który miał nas chronić przed wodą spływającą z gór. Dookoła na łąkach pasą się konie, a w zagrodzie u sąsiadów mieszka oswojony jeleń. Skojarzenia z arką same się nasunęły.
Arka powinna być z drewna.
- A ja niemal od razu wiedziałem, że to będzie beton. To najtańsza technologia, bo skorupę robi się raz, na gotowo, i po kłopocie. Nie trzeba robić narożników, martwić się o farby, kleje itd. Tarasy, na których stoicie, zostały zrobione, kiedy była wylewana surowa płyta. Gdy zaczęła stygnąć, wjechali panowie ze szlifierkami, dodali trochę chemii i taras jest twardy jak gres. Niezniszczalny, a kosztował grosze.
Ale beton w górach?
- Nie śmiejcie się z tego, co powiem. Ten dom nawiązuje do tradycyjnej góralskiej zabudowy.
Ha, ha...
- Przecież górale budują z tego, co jest w pobliżu, a więc podmurówka z kamieni, które naniosła rzeka albo które mogli wykopać z ziemi. Na to drewniana konstrukcja. Tu jest podobnie. Zastosowałem zwykły beton konstrukcyjny B 30 z betonowni w Górkach Wielkich. Wykorzystałem to, co jest dostępne na miejscu. Beton to współczesny kamień. Do środka włożę ciepłe drewno. Będzie trochę na odwrót, ale w zgodzie ze zdrowym rozsądkiem.
Góralom się podoba?
- Podoba się bardzo. Niektórzy pewnie myślą, że zaraz obłożymy dom drewnem i pomalujemy. Myślałem nawet o barwie starej stodoły, ale uznałem, że to byłaby ściema. Zostawiamy surowy beton. Pewnie sąsiedzi będą zaskoczeni.
A co na to pana rodzina?
- Cóż, przyznaję, że lekko nie jest. Muszę im co jakiś czas tłumaczyć, że beton jest dobry. Widzę postęp, bo gdy jest ładne światło, dom się wszystkim bardzo podoba, ale gdy jest pochmurno, słyszę, że to nie dom, tylko bunkier. Myślę, że zmienią zdanie, gdy wszystko będzie gotowe.
Będzie dużo szkła.
- Aż 22 metry na fasadzie budynku. Duże, przesuwne tafle, żeby nie przesłaniać widoku. Z tyłu też szklana tafla o długości około 11 metrów, ale można ją będzie zasłonić przesuwaną ścianą.
Powierzchnia?
- Około 130 metrów, dla naszej rodziny w zupełności wystarczy. Wchodzimy na taras, dopiero stamtąd przechodzimy do części dziennej, która będzie otwarta. Zmieszczą się w niej kuchnia i salon z kominkiem. Za ścianą trzy sypialnie z widokiem na góry. Małe, 10-11 metrów, bo po co więcej. Po drugiej stronie zabudowana garderoba, jedna łazienka. Podłoga częściowo drewniana, częściowo betonowa. Ściany szkieletowe. Na środku części dziennej wyspa - bryła obita hartowaną stalą z urządzeniami kuchennymi i kominkiem. W stali będzie się odbijał widok gór. Powstanie złudzenie, jakby to, co mamy za oknem, wchodziło do środka.
Skoro na zewnątrz będzie surowy beton, to ściany zostaną ocieplone od wewnątrz?
- Pewnie wszyscy krzykną, że przecież tak się nie robi, bo wyjdzie grzyb. A ja mówię, że można, tylko trzeba zachować podstawowe zasady, a więc musi być przewiew, powietrze. Pracuję nad tym z fizykiem budowli. Metodę ocieplania budynku od wewnątrz chciałem już wprowadzić w powstającym właśnie gmachu muzeum w Szczecinie, ale to zamówienie publiczne i ogromna odpowiedzialność, więc postanowiłem to przetestować na własnym domu. Między ścianą a izolacją stworzymy pustkę powietrzną, potem położymy styrodur, na to tynk.
Kiedy się wprowadzacie?
- W normalnych warunkach budowa trwałaby półtora roku, ale ja sam jestem inwestorem, zaopatrzeniowcem, kierownikiem budowy, a nie zawsze mam czas, żeby się wszystkim zajmować, więc budowa trochę się przeciąga. Z drugiej strony ten proces budowy jest bardzo przyjemny. To mnie bawi. Może więc przeciągnę budowę do dwóch lat. Wiosną przyszłego roku powinniśmy się wprowadzić.
Mówi pan o tym domu z wielką radością.
- Bo on sprawia mi ogromną radość. Lubię tu przyjeżdżać, pogadam sobie z budowlańcami, popatrzę, jak rośnie. Jak się siedzi na budowie, można jeszcze wiele rzeczy udoskonalić. Dzisiaj po raz pierwszy zobaczyłem komin na dachu, a w projekcie miały być dwa. Ale ponieważ jedna stalowa rura kosztuje mniej niż dwie, więc postanowiliśmy wszystkie konieczne instalacje poprowadzić tak, żeby zmieściły się w jednej. Po co przepłacać? Jest prościej i taniej, a wygląda lepiej.
Łatwiej się projektuje dom dla siebie?
- Wiecie, dlaczego ten pierwszy dom był taki słaby? Bo projektowałem go dwa lata i chciałem w nim mieć wszystko. Z architektem jest podobnie jak z lekarzem. Nie powinien operować swoich bliskich, bo jest za bardzo emocjonalnie związany i może popełnić błąd. Ja też chciałem dla siebie zaprojektować jak najlepiej. Miałem dużo czasu i wciąż coś dokładałem. Projekt obrastał w - jak się okazało - niepotrzebne rzeczy, trudno mi było z nich rezygnować. No i wyszła kaszana. A potem, gdy miałem tylko dwa dni, zaprojektowałem jak dla klienta, czyli bezkompromisowo. Liczył się tylko pomysł, któremu wszystko zostało podporządkowane. Teraz już wiem, że dla siebie projektuje się fatalnie.
Ale dobrze się skończyło. Jest pan zadowolony?
- Ja owszem. Najważniejsze, żeby dom wpisał się w ten stok i spowodował w Polsce nowe podejście do myślenia o architekturze. Już nie tynk baranek i beżowa farba, ale może zwykły, prosty beton? Dzięki niemu można budować taniej i trwalej. Cała Szwajcaria jest zbudowana w betonie. Teraz nie trzeba będzie tam jeździć, żeby się o tym przekonać. Wystarczy przyjechać do Brennej.
To proszę zdradzić, ile ta betonowa arka kosztuje.
- Jak skończę, to wam powiem. Kiedyś myślałem o małym domku w górach, którego budżet nie przekroczyłby 100 tys. zł. Ale się nie da. Za metr trzeba zapłacić minimum 2,5-3 tys. zł. Dzięki betonowej konstrukcji ten dom będzie tańszy niż wygląda.

Rozmawiali Anna Dudzińska (Radio Katowice), Dariusz Kortko

ZOBACZ ZDJĘCIA ARKI KONIECZNEGO>>>

* Robert Konieczny - jeden z najbardziej znanych polskich architektów. Jego dom Aatrialny, który powstał pod Opolem, otrzymał w 2006 roku tytuł Domu Roku (The House of the Year 2006) na świecie. Laureat ponad 30 innych branżowych nagród w Polsce i za granicą. W 2009 otrzymał Cegłę Janoscha, nagrodę przyznawaną przez czytelników katowickiego dodatku do "Gazety Wyborczej", za rozsławianie Górnego Śląska.